niedziela, 4 grudnia 2011

Demon's Souls - Powoli naprzód - uzupełnienie

     Na wstępie pragnę zaznaczyć, że poprzedni blog miał być obszerniejszy w treść, ale z powodu różnych czynników (w tym i technicznych) był niewątpliwie mocno okrojony. Zatem czas dokończyć to, co zacząłem kilka dni temu. Jak już wspominałem, walka z Dragon God'em sprowadzała się do ukrywania się za filarami i przemykania naprzód w kierunku balist, kiedy demon patrzył w inną stronę. Jego ubicie zakończyło eksplorację tej okolicy, udałem się zatem do nowej lokacji o nazwie Tower of Latria. Miejsce to przypomina koszmarne więzienie dla najgorszych skazańców. Co prawda za wielkich wyzwań tu nie spotkałem. Więźniowie to cieniaski, padające po jednym ciosie miecza (należało jednak uważać, by któryś z nich nie zaraził bohatera trucizną), uważać należało za to na strażników więziennych, których ataki magiczne najpierw paraliżowały, a potem następował albo kolejny atak magicznym pociskiem albo pochwycenie wężami wyrastającymi strażnikowi z głowy (coś na podobieństwo mitycznej Meduzy z mitologii greckiej) - zarówno jeden jak i drugi atak bardzo mocno nadszarpywały stan zdrowia. W jednym miejscu można się też było natknąć na wielką kulę złożoną z ciał strzelającą do mnie magią - tej odwzajemniłem się kilkoma strzałami. największą zatem przeszkodą w tej lokacji nie byli przeciwnicy, a własna nierozwaga i brak ostrożności - mroczna i ciemna lokacja, gdzie naprawdę trzeba uważnie patrzeć pod nogi, by nie wpaść w kilku miejscach w przepaść. Po długim błądzeniu po korytarzach i otwieraniu kolejnych cel dotarłem w końcu w miejsce przypominające wielką katedrę. Do katedry prowadził most, po obu stronach mostu wyrastały wieże, które skrupulatnie spenetrowałem. W jednej z nich spotkałem postać, która jak się później okazało, w finalnej walce z bossem wskrzesiła go. Zatem przy kolejnej próbie zabicia bossa najpierw wyeliminowałem paskudnika, a potem udałem się do samej katedry, w której oczekiwała na mnie postać kobieca. Zwała się Fool's Idol unosząca się lekko na ziemią postać kobieca, atakująca magią i tworząca swoje klony. Sama walka z nią nie należała do trudnych, należało jednak pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze - pułapki paraliżujące, rozsiane po katedrze, unieruchamiające na kilka sekund. po drugie, wybranie właściwego celu - który to klon, a który oryginał. Można atakować każde wcielenie Fool's Idol'a, obserwując który pasek życia się zmniejsza pod wpływem zadawanych obrażeń. Albo też (co było o wiele łatwiejszą i szybszą metodą na wybranie właściwego celu) obserwowanie rozsianych po katedrze zombie, które oddawały hołd prawdziwej demonicy. Kolejna rzecz, to wyzbieranie wszystkich przedmiotów rozsianych po katedrze (po zabiciu bossa nie będzie bowiem na to czasu). Śmierć bossa i zbliżenie się do ołtarza aktywują scenkę filmową, w której to kilka latających gargulców porywa bohatera i przenosi go do nowej lokacji.
        Nowa lokacja - Fool's Idol Archstone - to kilka wież połączonych ze sobą pomostami zawieszonymi wysoko na ziemią, które w kilku miejscach połączone są platformami. Przeciwnicy to właśnie latające gargulce, uzbrojone w miecze, albo kusze. Nie są zbyt trudne do pokonania, ale uważać należy na miejsca, kiedy atakują na wąskiej platformie od przodu i tyłu jednocześnie. W późniejszym etapie dochodzą nowi przeciwnicy - pełzacze (mogą zatruć bohatera) i kolejna wielka kula złożona z ciał. jest więc trochę łażenia, to w górę, to na dół, trafia się w pewnej chwili na bagna u podnóży wież, by znowu rozpocząć żmudną wspinaczkę na samą górę jednej z wież, gdzie czeka kolejny boss. Ten póki co okazał się najbardziej wymagającym bossem, z jakim miałem do tej pory (i póki co późniejszej również) do czynienia. Zmarnowałem ponad 3-4 godziny na bezowocne próby jego pokonania, po czym zrezygnowany, celem ochłonięcia i uspokojenia zszarganych nerwów, zostawiłem diabelstwo w spokoju i udałem się w inne miejsce, gdzie radziłem sobie znacznie lepiej.
          W Shrine of Storms na murach zniszczonej fortecy można spotkać kościstych wojowników kilku gatunków, z których najtrudniejszymi okazali się uzbrojeni w dwie katany czerwonoocy szkieletorzy. Na zrujnowanych dziedzińcu zamku spotykamy też naszego starego znajomego bossa z tutoriala - Vanguarda, którego wystarczyło zasypać gradem strzał - nawet nie podchodził w moim kierunku (cienias). Jest tu te kilka latających płaszczek, których pokonanie nie nastręcza wielkich trudności - jeden celny strzał z łuku załatwia sprawę. Na końcu walka z bossem - Adjudicator'em. Jest to wielki grubas, który na dystans atakuje swoim językiem, z bliska natomiast mieczem. Walka toczy się na trzech poziomach ( na początku nasz bohater znajduje się na najwyższym poziomie), przy czym najpewniej mi się walczyło w bezpośredniej bliskości demona. Kiedy byłem na górze, miałem problemy z namierzeniem potwora, co chwila też przeszkadzały mi jego ataki językiem, które uszkadzały również poziom, na którym się znajdowałem, by zwalić mnie na dół. Za to na samym dole to już zupełnie inna śpiewka. Demon ma jeden słaby punkt - zraniony lewy bok, z którego wystaje jeszcze kawałek ułamanego ostrza. wystarczy namierzyć ten słaby punkt i atakować, cały czas obracając się w kierunku lewej ręki demona. Boss atakuje mieczem trzymanym w prawej ręce - atak poprzedzony jest śpiewem ptaka - wystarczy wtedy trzymać się lewego boku demona (odrobinę za jego lewą ręką), by atak mieczem nawet nas nie dosięgnął. A potem kontynuować uderzanie w zraniony bok. Po kilku ciosach boss upadnie, należy wtedy atakować jego "gniazdo" na głowie. Kiedy demon się podniesie, ponawiamy sekwencje, i tak aż do jego śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz